Decyzja o podróży na Spitsbergen była błyskawiczna. Fly4free opublikowało promocję na loty a kilka minut później mieliśmy bilety na skrzynce i uśmiechy na twarzy.
Mieliśmy dwa miesiące na planowanie i przygotowania, na miejscu mieliśmy spędzić 6 dni (chociaż ciężko mówić o dniach podczas nocy polarnej:))
O Svalbardzie
Svalbard to miejsce, którego nie da się porównać do żadnego innego, jest to jedyna tak zorganizowana osada ludzka o takim położeniu (78°N!). Żyje tam ok 2000 ludzi - o połowę mniej niż niedźwiedzi polarnych. Nie można się tam urodzić ani umrzeć. Urodzić ponieważ nie ma oddziału położniczego, kobiety w ciąży wysyłane są na kontynent. Umrzeć ponieważ obowiązuje zakaz chowania zwłok - wieczna zmarzlina wypychałaby je z powrotem do góry (natomiast nikt nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie co robią z psami). Na Svalbardzie nie można posiadać kota, ani żadnego innego zwierzęcia, za wyjątkiem psów, które nie tylko ciągną zaprzęgi, ale też ostrzegają przed niedźwiedziami. Psy nie są trzymane w mieszkaniach, a w specjalnej miejskiej psiarni. Ze względu na warunki, nie tyle temperaturę co noce i dnie polarne, większość ludzi jest tam na chwilę i każdy ma jakąś historię (mało, kto bez przyczyny wyprowadza się na Arktykę..). Pomidory są tam dobrem luksusowym. W mieście jest uniwersytet, trzy przedszkola a także basen i browar.
Polacy na Svalbardzie
Pierwszą niespodzianką było, gdy na naszego maila w sprawie rezerwacji, napisanego po norwesku otrzymaliśmy odpowiedź po polsku, od pani Patrycji. Akurat kiedy przyjechaliśmy miała wolne więc nie poznaliśmy jej osobiście. Jedną z napotkanych przez nas osób z Polski był Franek, który został przetransportowany po wypadku helikopterem z Hornsundu i czekał w naszym hotelu na dalszy transport na kontynent, a podczas tego oczekiwania opowiedział nam całkiem sporo o życiu na stacji polarnej (zarówno arktycznej jak i antarktycznej) obrazując to niesamowitymi zdjęciami. Również napotkana przez nas później polska przewodniczka uczestniczyła w misji na Hornsundzie, a potem została jeszcze trochę w Longyearbyen. W miasteczku znajduje się "polska chatka" a jeden z wykładowców na uniwersytecie jest Polakiem - więc jak widać stanowimy tam całkiem liczną grupę (dla porównania - liczba Belgów w Longyearbyen wynosi 1).
Noclegi
Wybór w tym przypadku jest mocno ograniczony - w Longyearbyen jest około 10 hoteli i pojedyncze oferty airbnb. Rezerwując przez serwis typu booking.com trzeba uważać na propozycje noclegu w hostelu w sąsiednim Barensburgu - mimo, że odległość jest niewielka trzeba pamiętać, że na Spitsbergenie praktycznie nie ma dróg - jedyny sposób by się tam dostać to skuter śnieżny.
Ceny hoteli poza sezonem zaczynają się od 400-500zł za noc bez śniadań.
Część hoteli to zaadaptowane kabiny górników, więc nie należy oczekiwać luksusów, za 500zł otrzymujemy 4m2 i wspólną łazienkę :). Ale kto leci na Svalbard żeby siedzieć w pokoju? Longyearbyen jest na tyle małe, że lokalizacja jest drugorzędną sprawą - wszędzie można dojść w kilka minut, a na każdą 'atrakcję' przewodnicy odbierają uczestników z ich hotelu.
Aktywności
Każdy kto kojarzy Svalbard z reguły kojarzy też słynne znaki z niedźwiedziem, znajdują się one na obu końcach drogi na wyjeździe z miasta i nie należy poza nie wychodzić bez broni. Na Svalbardzie żyje więcej niedźwiedzi niż ludzi więc ryzyko jest całkiem realne. Co za tym idzie - samemu raczej ciężko będzie sobie zorganizować czas i trzeba skorzystać z oferty licznych biur.
(Ewentualnie w opcji hardcore można w mieście wypożyczyć broń, nie trzeba mieć żadnych pozwoleń - pytają tylko czy umie się ją obsługiwać i ruszyć w ciemność samemu)
Oferta wszystkich biur zebrana jest na stronie http://www.visitsvalbard.com. Również hotele chętnie służą pomocą w rezerwacji, co więcej można zapłacić za wszystko zbiorczo za pośrednictwem hotelu. Niestety ceny większości aktywności są astronomiczne, trzeba też zwracać uwagę na sezon - chcieliśmy jechać skuterami śnieżnymi do Pyramiden, niestety w listopadzie było jeszcze za mało śniegu.
Nasz plan pobytu i ceny
D1
14:00 - Arrival
19:00 - Brewery visit and beer
tasting (Svalbard Bryggeri AS) 395 NOK
D2
10:30 - 15:30 - Ice cave Lars
glacier..10:30.. (Spitsbergen Outdoor Activities) 590 NOK
20:30 - 22:30 - Svalbard Global Seed
Vault, evening (Svalbard Science Destination AS) 495 NOK
D3
09:00 - 13:00 - Høsteventyr on
snøscooter (Better Moments AS) [1 snow mobile - 1490 NOK + 990 NOK Passanger]
21.00 - 24.00 - Chasing the lights -
Northern lights bus (Arctic Tapas AS) 695 NOK
D4
11:00 - 15:00 - Arctic dog sled
expedition in the polar night. (Svalbard Husky AS) 1290 NOK
19:00 - Kroa
D5
14:00 – 21:00 - Mountain hike to
Trollsteinen (Svalbard Wildlife Expeditions AS) 990 NOK
D6
14:45
Departure
Wizyta w browarze i próbowanie lokalnego piwa
Longyearbyen mimo niewielkich rozmiarów ma swój własny browar, który do warzenia piw wykorzystuje wodę z lodowca.
Niestety gdy tylko dotarliśmy do hotelu dowiedzieliśmy się, że organizator odwołał to wydarzenie, więc wyrobów Svalbard Bryggeri spróbowaliśmy po prostu kupując je w sklepie. Warto wiedzieć, że zakup alkoholu dla mieszkańców Spitsbergenu jest reglamentowany - 24 piwa i 2 litry mocniejszego alkoholu miesięcznie - wino można kupować bez ograniczeń. Czemu? Historycznie było to miasto górnicze a wina górnicy nie pili, natomiast ich zarządcy jak najbardziej.
Wracając do piwa - zdecydowanie warto ich popróbować, dostępnych jest kilka rodzajów (m.in IPA, Stout i Pale Ale), mocno wyczuwalny jest w nich słód jęczmienny.
Jaskinie lodowe w Lars Glacier
Drugi dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania jaskiń w lodowcu. Podjechaliśmy do końca drogi najbliżej lodowca, każdy dostał raczki i czołówkę. Przez noc spadł pierwszy w tym roku śnieg co okazało się nie być najlepszą wiadomością, ponieważ byliśmy pierwszymi 'wydeptującymi'. Wspinaczka na lodowiec trwała ok 2-3 godzin (a tempo przewodnik narzucił dość znaczne) Widoki w środku? Nie do opisania:
Bałwan służy do zaznaczania miejsca w którym znajduje się jaskinia :)
Svalbard Global Seed Vault - Globalny Bank Nasion i pierwsza zorza!
Już pierwszego wieczora naszą uwagę zwróciła mała różowa, świecąca konstrukcja nieopodal szkoły w Longyearbyen i to od niej właśnie zaczyna się wycieczka do Global Seed Vault. Jak się okazało jest to malutka szklarnia.
Całość wycieczki została jednak przyćmiona przez szalejące na niebie zorze, pierwsza pojawiła się podczas przejazdu do Banku Nasion. Przewodniczka zatrzymała samochód i podziwialiśmy :)
Sam bank jest zamknięty, więc można zobaczyć jedynie wejście, znajduje się nieco za miastem więc można było również podziwiać zorze.
Skutery śnieżne na Høsteventyr
Wspinaczka w głębokim śniegu dała o sobie znać następnego dnia i obudziliśmy się z lekkimi zakwasami, a ja cieszyłam się, że dziś czeka nas tak mało wymagająca aktywność jak skutery śnieżne. Nie mogłam mylić się bardziej gdyż jak się okazało - śniegu było wciąż za mało do jazdy 'na dole' więc trzeba było wejść do skuterów na lodowiec. Na początku wycieczki dostaliśmy plecaki z ciepłymi kombinezonami, butami i rękawicami i wyruszyliśmy znaną nam już z dnia poprzedniego trasą na lodowiec, tym razem nieco dalej i wyżej. Na górze czekały na nas zaparkowane skutery, ubraliśmy kombinezony i ruszyliśmy skuterami po szczycie lodowca. W pewnym momencie widać było w oddali słońce. Mimo specjalnych strojów i kilku warstw zimno na tej wysokości było już bardzo odczuwalne.
Chasing the lights - Northern lights bus - Polowanie na zorze
Przy rezerwacji tej wycieczki mieliśmy najwięcej wątpliwości, czy warto płacić za coś co i tak będzie widoczne na niebie? A co jeśli nie zobaczymy bez tego zorzy? Jako, że zorze widzieliśmy już w drodze do Global Seed Vault mieliśmy lekkie poczucie wyrzuconych pieniędzy, zwłaszcza kiedy podjechał po nas wielki autokar Arctic Tapas, na stolikach stały świeczki i przekąski a kierowca serwował drinki, no cóż poczuliśmy się trochę jak niemieccy turyści, nie bardzo w naszym klimacie. Natomiast kiedy dojechaliśmy na miejsce wszystkie wątpliwości zniknęły. Autokar wyjeżdża za miasto, w okolice jednego z dawnych szybów kopalni, dookoła znajdują się psiarnie więc słychać nieustanne wycie husky'ch. Niebo było po prostu magiczne. Gwiazdy wydawały się być znacznie bliżej niż w jakichkolwiek dotychczas odwiedzonych miejscach, było ich tak dużo, że jest wydawało się bardziej białe niż czarne, przeszywane zielonymi zorzami, które poruszają się niesamowicie szybko. Niesamowite przeżycie.
Psie zaprzęgi
Czwartego dnia (albo pierwszej nocy) wybraliśmy się na psie zaprzęgi. Podobnie jak przy poprzednich wycieczkach na początku otrzymaliśmy odpowiednie wyposażenie - kombinezony (w Arktyce słowa "czy wyglądam w tym grubo?" nabierają kompletnie nowego wymiaru:)), buty, rękawice i czołówki i pojechaliśmy do psiarni. Przewodniczką okazała się być polka, która poprzedni rok spędziła na Hornsundzie. Śniegu wciąż było niewiele więc zamiast sań zaprzęgliśmy psy w wózki. Było to całkiem trudne wyzwanie, każda para osób dostała "rozpiskę" z imionami psów i należało je przypiąć (a najpierw ubrać w szelki) w odpowiedniej kolejności, psy szalały z radości i próbowały biegać na wszystkie strony.
Prowadzenie zaprzęgu okazało się nie być wcale takie proste. Zaprzęgami dojechaliśmy do wraku Junkersa JU88 z II Wojny Światowej, który dzięki arktycznym warunkom leży w niezmienionym stanie.
Mimo wszystko zaprzęgami byliśmy nieco rozczarowani - głównie ze względu na bardzo wysoką cenę.
Kolacja w Kroa
Ze względu na ceny, większość posiłków przygotowywaliśmy sami, ale jeden wieczór spędziliśmy w najsłynniejszej restauracji Svalbardu - Kroa. Ciężko powiedzieć żeby Svalbard miał lokalne potrawy, ponieważ wszystkie produkty przywożone są z kontynentu, spróbowaliśmy więc m.in. wieloryba i burger z łosia. Wieloryb był bardzo ciekawy w smaku, natomiast burger z łosia smakował jak suchy kotlet z dziczyzny.
Burger z łosia
Wyprawa na skałę Trolli (i nasze polarne zaręczyny:))
Dwa wejścia na dwa lodowce pod rząd sprawiły, że przez kolejne dni marudziłam, że nie dam rady na ostatni - najwyższy, ale Kuba pozostał nieugięty (jak się potem okazało nie bez powodu:)). Pierwsze zaskoczenie - przewodnik, który po na przyjechał poinformował nas, że poza nami nie będzie już nikogo. Pojechaliśmy w znane już nam miejsce pod lodowiec, założyliśmy raki i czołówki, spakowaliśmy rakiety śnieżne i ruszyliśmy na ośmiogodzinną wyprawę na najwyższy z lodowców. Z samego podejścia zapamiętałam głównie moment kiedy przewodnik odwrócił się do nas i kazał iść w dziesięciometrowych odstępach od siebie, ponieważ będziemy przechodzić przez śnieżny most. Wtedy mimo -35
° zrobiło mi się naprawdę gorąco. Z samego szczytu pamiętam niewiele, bo to właśnie tam Kuba się oświadczył - na samej, geograficzej, górze Świata na najwyższym szczycie, była radość, łzy i odmrożone ręce. Przeszliśmy jeszcze kawałek szczytem, aby schronić się od wiatru za skałą i zjeść romantyczną, liofilizowaną kolację na miękkich skórach z renifera. Natomiast ze względu na temperaturę nie był to długi przystanek. Emocje wzięły górę i z drogi powrotnej pamiętam niewiele
Trollsteinen zdjęcie ze strony organizatora wildlife.no (my oczywiście widzieliśmy go tylko po ciemku)
Praktyczne Porady
Jedzenie
Wiedzieliśmy, że będzie drogo, więc część jedzenia przywieźliśmy ze sobą (kabanosy, pumpernikiel, ser żółty). Kilka przykładowych cen pizza (jednoosobowa) 80zł, zupa pomidorowa 50zł, chleb 30zł, łośburger 90zł, danie z ryby 140zł. Oprócz tego żywiliśmy się spaghetti z puszki i jajkami. Dodatkowo w hotelu musieliśmy zapłacić za możliwość korzystania z kuchni (niezależnie czy w celu zrobienia herbaty czy obiadu) bodajże 50NOK za dzień za osobę.
Ubrania
Nie do końca wiedzieliśmy jak przygotować na arktyczne temperatury i wiatr. Zabraliśmy ze sobą bieliznę termoaktywną, ciuchy i rękawice narciarskie, ciepłe swetry i windstoppery i wystarczyły aż nadto. Właściwie już pierwszego dnia kiedy po pierwszym podejściu ściągaliśmy wszystkie warstwy (zostawiając tylko koszulki termoaktywne i kurtki) nauczyliśmy się ubierać odpowiednio.
Koszty
Nasz pobyt na Svalbardzie był poza sezonem w sezonie koszty są znacznie wyższe. Główne wydatki to:
- Lot - w promocji 1500zł za dwie osoby - niestety z dobową przesiadką w Oslo, więc dodatkowo ok 500zł za airbnb (można oczywiście spędzić noc na lotnisku)
- Hotel - 500zł za dobę (pokój dwuosobowy, bez śniadań) + 50zł dziennie za korzystanie z kuchni
- Wszystkie aktywności - ok 5500zł za dwie osoby - i to niestety jest konieczny wydatek, samodzielne wyprawy za miasto są praktycznie niemożliwe (oferta wszystkich biur jest dostępna na http://www.visitsvalbard.com)
- Jedzenie - kolacja w Kroa ok 500zł za dwie osoby, sumy za zakupy spożywcze nie podliczyliśmy
- Ciepłe ciuchy - Tu rozrzut oczywiście może być ogromny, my większość rzeczy upolowaliśmy w TK Maxx - przykładowo: rewelacyjne narciarskie rękawice Scotta po 39zł za parę czy spodnie narciarskie za 150zł
Podsumowując
Svalbard jest niesamowity, już planujemy powrót tam w dzień polarny i wyprawę skuterem do Pyramiden